piątek, 22 lutego 2013

Pierwsza swoboda


Pierwsza swoboda
"Ani różnica poglądów,
Ani różnica wieku ,
Nic w ogóle nie może być powodem
Zerwania wielkiej miłości,
Nic, prócz
Jej braku."


     Księżniczka Sophie- Ann wyrosła na piękną, młodą dziewczynę. Była średniego wzrostu, szczupłą i długonosą blondynką o niesamowicie zielonych oczach, a jej suknie szyto na specjalne zamówienie u najlepszych szwaczek i krawców, z najdelikatniejszych materiałów. Jednakże była także dumna i pyszna, nie chciała żadnego ze swych adoratorów, drwiła ze wszystkich i odtrącała ich.
    Gdy władca urządził bal pojawili się wszyscy królowie, arcyksiążęta, książęta, hrabiowie, a nawet rycerze i szlachta, jednak dziewczyna odrzucała ich po kolei, w każdym mężczyźnie wynajdywała wady : "Beczka", "Koguci grzebień", "Wysoki do nieba, a głupi jak trzeba". Na koniec wykrzyknęła o pewnym królu "Drozdobrody", gdyż jego podbródek był nieco krzywy. Wtedy też ojciec obiecał jej, że poślubi pierwszego, lepszego żebraka, który zawita w ich pałacu.
   Pewnego dnia do ich zamku zawitał wędrowny grajek, Johan, a król oddał mu księżniczkę za żonę. Wygnana z domu wędrowała ze swym mężem przez lasy, łąki i miasta, na swe pytania słysząc ciągle tą samą odpowiedź: "To Drozdobrodego króla, gdybyś wzięła go za męża byłabyś je miała!". Niezadowolona wysłuchiwała mężczyzny, jednak nie odzywała się już, posłuszna woli ojca.Nieprzystosowana do pracy musiała wykorzystała rozkazy swojego partnera; plotła koszyki, przędła, sprzedawała garnki i przeróżne naczynia, niczego, jednak nie umiała, nie nadawała się do takiego życia, wychowywano ją na królową, a nie na zwyczajną, biedną dziewkę.
    Znów siedziała zamknięta w małej, nędznej chatce, czuła się, jak w klatce, kontrolowana i osaczona, żałowała swojego zachowania, a on wracał każdego wieczora drwiąc z niej i mówiąc jak bardzo jest nieprzydatna.
   Pracowała na zamku króla Drozdobrodego, jako dziewka kuchenna, we wszystkim była posłuszna kucharzowi i wykonywała najcięższe prace. W kieszonkach starej, zniszczonej sukni ukryte miała garnuszki, do których wlewała resztki z obiadów; żywili się nimi oboje, gdy wracała do domu późnymi wieczorami.
Dziś odbyć miało się wesele najstarszego z braci. Królewna, aby przyjrzeć się uroczystości, stanęła pod drzwiami sali balowej.Przeklęła cicho swoją pychę i żebraka, który był jej mężem. Wyciągnięta na środek sali zlękła się, królewicz ubrany w atłasy i jedwabie porwał ją do tańca. Stała się pośmiewiskiem, gdy zawartość garnuszków rozsypała się wokół. Rzuciła się do wyjścia,jednak przy schodach dogonił ją Matthias szepcząc do ucha, że to on jest jej mężem, żebrakiem.
-Nie, nie jesteśmy małżeństwem, nie, gdy poślubiłeś mnie pod nie swoim nazwiskiem, królu- zaprotestowała, w jej oczach stanęły łzy, jednak zamrugała szybko, nie chciała się przy, nim rozkleić.
 Tydzień później
    Nienawidziła tego miejsca już po pierwszym dniu, narzeczony zażyczył sobie, by siedziała w zamku, a do ogrodu wychodziła jedynie raz na dwa dni, po obiedzie, naturalnie wraz z sześcioosobową strażą. Tak od tej pory miało wyglądać jej życie? Nawet ojciec dawał jej więcej swobody! Zacisnęła zęby, pokojówka mocno zawiązała gorset jasnozielonej sukni. Gdy włożono jej na stopy trzewiki, w tym samym kolorze, a włosy ułożono w misterny kok uśmiechnęła się słabo do swojego odbicia. ~Przedstawienie czas zacząć~ pomyślała nieszczęśliwa i ruszyła wraz ze swoją pokojówką do sali jadalnej. Kobieta opuściła ją szybko, a księżniczka zasiadła przy stole. Gdy zjawił się król rozpoczęli posiłek. Zjadła trochę i za zgodą władcy opuściła pomieszczenie kierując się w stronę dworu. Zatrzymała się w ogrodzie głaszcząc opuszkami palców delikatne płatki krwistoczerwonych róż. Obstawa poruszała się bezszelestnie, nie chcieli zakłócać jej spokoju, dzięki temu znali ją lepiej niż król Matthias. Podeszła do najbliższego drzewa i oparła się o nie czołem, po bladych policzkach popłynęły łzy. Chciała stąd uciec, bez względu na konsekwencje pragnęła, by odejść stąd jak najdalej.
-Co wywołało twe łzy, Wasza Wysokość?- Pojawił się przy niej jeden ze strażników.
-Nie chcę tego ślubu, Ronaldzie- odpowiedziała i spokojnym ruchem dłoni otarła oczy. Spojrzała na wysokiego, barczystego mężczyznę, którego ciemnobrązowe włosy związane były w kucyk muskający jego ramiona z każdym podmuchem wiatru. W zamyśleniu skinął głową wręczając jej śnieżnobiałą chusteczkę z herbem swego rodu. Przyjęła ją z lekkim uśmiechem i otarła policzki.- Dziękuję.
- Proszę nie dziękować, księżniczko- odpowiedział. Jego duże, brązowe oczy błysnęły, gdy wpadło mu do głowy nieco ryzykowne rozwiązanie problemu.- Myślę, że jedynym rozwiązaniem jest poproszenie o pomoc osobę posługującą się magią.- Wysłuchała go ze zdumieniem wymalowanym na twarzy. Czy, to znaczy, że musi prosić o o pomoc przerażającą Królową Kier, Złą Królową bądź też nie mniej strasznego Titelitury' ego?
-Dziękuję, przemyślę to- oznajmiła cicho, uśmiechnęła się do niego smutno.
____
Jest pierwsza notka. Cóż... w zeszycie wyglądała na nieco dłuższą x) Zapraszam na nową część w niedzielę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz